Wiersze / Gedichte – język polski

Lyrik | Prosa

Wiersze / Gedichte – język polski


***

Po czwarte:
Mickiewicz jest kobietą (też z mojego wiersza)

Rafał Wojaczek, Poemat mojej melancholii

Po pięćdziesiąte dziewiąte:
  i owszem i owszem
Po sześćdziesiąte:
  wypadło dyskretnie
  czego nie wypada
  z tym sprzeczać się można
  lecz nie wypada kląć kobiecie
  zaklinam tylko po sześćdziesiąte szóste
Po sześćdziesiąte siódme:
  serwantka serwatka serwolatka
  podziwiam wszystkie trzy słowa
  jak to w poezji
  jak to w poezji
Po sześćdziesiąte ósme:
  nie mam kotów kwiatów dzieci
  zajmuje mnie Jakob Kołas
  Nazim Hikmet
  oraz kilku innych mężczyzn
Po sześćdziesiąte dziewiąte:
  prowincja to ja (bez echa)
  Pipidonnka od Koluszek do Koluszek
Po siedemdziesiąte:
  między siedemdziesiątym pierwszym a sto dwudziestym
  rozciąga się też Europa
  choć w śniegu jeszcze niektóre miasta
  zapisz je
  przypominać to prawdziwe dzieło
Po sto dwudzieste pierwsze:
  zadziwia mnie rozwaga małej księżniczki
   która rozstawia uda
   i wierzy jednej sekundzie
   że klucz w zamku się zaciął
Po sto dwudzieste drugie:
   skąd ta róża w rogóżce
Po sto dwudzieste trzecie:
   a stąd, mówi mała księżniczka
   w sto siedemdziesiątym mieszka inna bajka
   nie obracaj się za siebie
   idź


Sonatina

Przeprowadziliśmy się w końcu
Z tego ciasnego mieszkania na wielkie osiedle
Nowe ławki kolorowe kosze na śmieci
Lokatorzy
W końcu dokładnie ich widać
Po remoncie parku

Przeprowadziliśmy się w końcu
Z miasta na wieś
Ptaki grzeszą tak głośno z gałęzi na gałąź
Czekamy niecierpliwie
Co nam zostanie z nocy

Przeprowadziliśmy się w końcu
Od matki do ojca
Niebywałe podobieństwo aż do niemoty
Do paraliżu który nie poznaje własnej ręki
Ale wskazuje palcem na krzesło obok
By usiąść i siedzieć tak do śmierci

Przeprowadziliśmy się w końcu
Od ojca do dzieci
Czy to dobry pomysł
Nikt nam tego w oczy nie powie
Wiadomo
Wszystkie dzieci wyuczyły się grzeczności
Wiadomo
Wychowanie poczujemy w kościach

Przeprowadziliśmy się w końcu
Z kuchni do pokoju
Prawdziwy romans? Nie wymyślaj dramatów!
Poraziła nas miłość
Nie nadaje się na ślepca w prologu
Nic na to nie poradzimy
Ja też nic na to nie poradzę
Pakuję co moje i przeprowadzam się do kuchni

Przeprowadziliśmy się w końcu
Z tego wilgotnego poddasza do suchych podziemi
Szczury (cenimy inteligentnych sąsiadów)
Wskażą nam drogę kiedy
Będzie powódz pożar lub inny powód
By opuścić bez paniki lokal
Wynieść śmieci
By nie zaprowadziło się nowe paskudztwo
I wymeldować się bez złych wspomnień

Przeprowadziliśmy się w końcu
Z tego igielnego ucha do serca od serca
Obiecano nam okręty wielbłądły procenty ciepłe posady
Reklamę niezastąpionych specjalistów
Ponoć wiara czyni cuda
A cuda zniekształcenia
Więc się jakoś rozejdzie bez rozgłosu w tej formie
I przetrwa pospolicie profesjonalnie

Przeprowadziliśmy się w końcu
Z jako tako do tego w miarę
A co to kogo obchodzi
Bez miary nerwy
Na miarę metry kwadratowe
Ciasno ale
W miarę normalne ciśnienie
I w końcu jakoś to będzie jak w początku
I w porządku
Albo jako tako kwadrat
Albo na miarę nieludzkie szczęście

Przeprowadziliśmy się w końcu
Z naszego czasu do czasu
Bo było nam w pośpiechu
Z czasem odwrotnie niż teraz
Bo było nam wstyd za czas
Słuchamy poradników naszych dzieci obcych głosów
Wstyd zżera czas
Odpadki dzieci oddają swoim dzieciom
Co zostaje zjadamy w końcu my sami

Przeprowadziliśmy się w końcu
Z tej dziury do świetlistego koła
Tam i z powrotem
Do znużenia do stwierdzenia
Jednak to koło dziury jest
Inaczej przychylne inaczej pochyłe
Wymyślna potrzeba
Na okrągło inna bieda

Przeprowadziliśmy się w końcu
Z sonaty księżycowej do jeszcze wyżej i jaśniej
A tu ni w pięć ni w c – mol
Dzikie etiudy palcówki rondo rachunków
Bezsenność jak z nut
Liczymy owieczki
Liczymy na deszcz
Liczymy krople
Liczymy drobne
Czego to człowiek nie wyćwiczy
W imię decydujących akordów
I życzliwego ucha i echa

Przeprowadziliśmy się w końcu
Do pieśni
I w końcu
Śpiewa bez nas


Liście

liście liście
w koronie i bez
klucze kłącza
łuski ciernie dłonie
przystanki
podróże plamy żyły
i
żyją
na przekór
zimowej zmowy
więcej zieleni znaczycie
niż jedna miłość którą na was wypowiem
temu na łyżeczkę
temu na skrzyneczkę
temu na wierszyk
temu na wietrzyk
a temu nic
i
wciąż liście
blaski wypłoszonych skłonów
wokół obietnic cierpliwie
kochać będziemy co widzialne
by powrócić znowu
i
podziwiać i dławić się
iście rajem
w niepoprawnie krótkim zdaniu


Jązyk ojczysty

Słowa wydąte.
Ząby w gąbach.
A u muz też.

A skądy pądy na lipie, a?
A chmurą tamtądy za dąbem.
Pądzi wąchate światło.
Za jego wąsem – sąsna wierzbliwa.
Markątny przysmak.

Oglądne wymówki podsąsanny.
Czy opątało kogo?

Porączyć nie potrafią.
A każdy porączy chwyta. Skrąca. Pnie.

Wszyscy rąkojmi pragną – ja przystąpują w tą wiatr rozpątany
Miąkki za życia.

A i po śmierci beze mnie.
Śniąte i świąte cienie.
Tążeje tągi pas rodzinnego ustąpu.

Słowem: raz jasno, raz wykrątnie.

Wądrówka moja, ta ja!
Bezwzglądne z, gąstwinne e, wiązne w
Obojątne przydomki.

Bosoalfy. Samotnomorfem. Smątnoigreki. Lodowe kropki.
Dziubaczy wykrzyknik. Chmurawa.

Wyrąby brzuszaste aż trząsie.
Poezyja.
Ta.


D

Deszcz o tej porze
Dlatego
Dla Hipolita Herberta i Henryka
Dla Sławy Liliany i Saszy
Dla Poldka Bolka i Agaty
Dla Florentyny Renaty i Piotra
Dla Pelagii Pelargonii i Zuzanny
Dla Rysia Bolesława i Wiery
Dla Wiesławy Julii Klaudii i Kasi
i dla kogoś za Zenobią od Tomasza
Dlatego
Dla Karoliny Kuby i Zdzicha
Dla Eli Mietka i Karola
Dla Brygidy Olgierda i Jolanty
Dla Duszki Dagmary i Rumiany
Dla Alexa Anny i Gabrieli
Dla nieuporządkowanych tych
i tamtych i
Dla Astrid Waldemara i Romana
Dla Kingi Judyty i Paliny
Dla Siergieja Grzegorza i Krzysia
Dla Grażyny Zosi i Gottlieba
Dla Soni Michaela i Krystyny
Dla (nie pamiętam, gdzie był Jan, ale
może za Jerzym i pod i)
Dla ścisłości
Olka Ferdynanda i Jadwigi czy w deszczu
(Dla ścisłości i ze strachu przed i po
dla bez zupełnego zamysłu i jednak zawsze dlatego
nareszcie przed deszczem i przez deszcz)
Dla więc Olka Ferdynanda i Jadwigi
Dla więcej nie trzeba dla deszczu bo deszcz
Dla Hani Światowida i Aleksandry
Dla Szarloty Edgara i Murata
Dla Jovana Gildy i Marcina
Dla Gabriela Larsa i Edyty
Dla łubinów byliny i okruchów
Tyle
i
Deszcz o tej porze
z
Rósł
Z dołu w górę
Złamany zbity
Rumowisko
już
Tyle tańców ile wieńców
Tyle dolin ile stoi
Tyle suszy ile wiatru
Tyle miłość ile niesie
Tyle i ile ciszy
Tyle strumień ile wzruszy
Tyle pejzaż ile trzyma
Tyle chleba ile drogi
Tyle dziury ile rymu

Taka szczodrość
Jaka świątobliwość
Taka głodna jak zajadła
Dym nad i


Okienko

dzisiaj-koń melancholijny
nie ten koń co wczoraj-koń
coś się stać musiało z dzisiaj-koniem
kto zna odpowiedź
proszony jest do okienka o niezwłoczne wyjaśnienia

biegnę szybko pod okienko zdać relację
(lubię być pierwsza przy każdym okienku
i o każdej porze)

ten koń to przyjaciel Hansa
tego od fortepianu
na który czekała w kolejce w dziką gęś zalana ciotka
ale wcisnęli jej atrament
choć rozdawali także skarpety
myślę, że to poważny powód
innych nie znam, mówię

tak, to pewien argument, odzywa się głos w okienku

(pod okienkiem zebrała się gawiedź
inne niezrzeszone grupy gapiów
grono się powiększa)

czy koń jest spoza kolejki, czy bardziej
introwertyczna jest gęś, pyta nieśmiało grono przy okienku

(taka kolej losu kiedy
ma się za sobą całą ogólną kolejkę bądź coś podobnego)

co z Hansem, czy to emigrant bez skarpet, pada pytanie gawiedzi
jest blady, choć gra u siebie, więc fortepianu nie odstąpi, mówię
(ogólne poruszenie
propozycja utworzenia kolejki prewencyjnej)

czy dzisiaj-koń może zostać koniem jutra
jeżeli jest dziki, pozbawiony muzyki i zaradnej ciotki, pyta
indywidualny głos
a gęś, czy wykazuje predylekcje do Hansa
czy bardziej do atramentu, pada następne pytanie

Hm
zawsze powstaje niestosowny galimatias
kiedy wyłuszczam sprawę melancholijnego fortepianu
to jest konia bez atramentu


Małpa i tygrys

dlaczego małpa na rowerze
dopuścić małpę za kierownicę to świństwo
jeżeli zaczyna się świństwo
zaczyna się pogoń za tygrysem
obława
stan nieważkości
nieważka sąsiadka nieważki sąsiad
nieważka ja
nieważkie ludziska gagariny
fruwamy
a małpa na rowerze i na złość
tygrys wpada przed zebrą jeszcze
na ślepej uliczce do jamy
której tu nigdy nie było
pojawiła się jak topór na scenie
poza kontekstem
wydaje mi się że jestem
poetką – konceptystką – kuzynką Walentiny Tiereszkowej
wyje Łajka tak głośno
że zamienia się w aparat fotograficzny
ktoś pstryka zdjęcia martwego już tygrysa
oddaj rower, ty małpo, krzyczę do małpy
to niesprawiedliwe!
niesprawiedliwe!!! krzyczy całe miasto
od stóp do głów
wszyscy jak jeden mąż
biegniemy do rzeki
popełnić zbiorowe samobójstwo
(te sceny
te rozkoszne
uwielbiam)
jeszcze trochę i będzie po wszystkim
nareszcie
rwiemy włosy z głowy
krzyki przepychanki lament
i nikt nie widzi że
woda sięga nam zaledwie do kostek


Śmierć historii

skwar szemranina-plątanina popołudnie
na tapczanie leży leń
nic nie robi cały dzień
utwierdzony w przekonaniu że
jest Obłomowem
niech będzie

Anna Karenina wzięła się pod boczki
zaparła zapociła
chce zostać Darią i tylko Darią i więcej nikim
tak jej dopomóż panie Akakjewicz
lecz Nikita jest już nikim
dlatego udaje wielkiego pana
nie pozwala żebym pocierpiała w to popołudnie
jak grymaśna Anna Karenina
ani jak zrezygnowana Anna Karenina
tymczasem u sługi wyrasta piętnasty palec i piętnasty garb
nadchodzi ciemność
nadchodzi śmierć historii
znikają tapczany palce garby groby ludzie
    majątki domy miasta
abrakadabra
szynele uniformy
biegają po ulicach strzelają
śmierć za śmiercią skwapliwie nagminnie codziennie
zmywa skwar pot popołudnie
choć nadchodzą wiadomości
między wierszami stygnie krew
mordercy cieszą się dobrym zdrowiem rentą i poparciem partii
nie można znaleźć lenia
żadnego świadka
a wystarczyłoby jedno słówko
jeden ruch głowy
cokolwiek

i wtedy mogłabym pocierpieć
jak Anna Karenina
jak Anna K.
jakkolwiek
jak


Mrówka

mrówka wieczorową porą
przysporzyła sąsiadce kłopotów
wlazła do garnka sąsiadki i siedzi
kiedyś były krowy kaczki konie
a teraz one
już od poniedziałku siedzą w garnku
powoli opanują kuchnie salony dzielnice
jak zajdzie potrzeba
to i całe miasto
a potrzeba u mrówek wielka, narzeka sąsiadka
będą miały wgląd w nasze szpary akta
małe chytre sprytne
zaczynają niewinnie
później otwiera się wieko, aż kipi, sama pani widzi –
korupcje bezrobocie aborcje, twierdzi sąsiadka
przecież mrówka to wyraźny absurd
nawet gdyby była w moim garnku, tłumaczę sąsiadce
kto wie
dlaczego jej tam do tej pory nie ma, dziwi się sąsiadka
sąsiadka wieczorową porą z mrówką w garnku od poniedziałku
przysporzyła mi kłopotów
wyjątkowo okrutnie
tu skuwka tu zasuwka
tu korupcja
nie bierz od niej nic, mówi mrówka wyraźnie
taka to nawet nie ma porządnych garnków
taka to ma zawsze nieoparzony język
czuwam przesuwam podejrzewam

jaki byłby kłopot gdyby sąsiadka wiedziała
kto przesiaduje w moim porządnym garnku
wieczorową porą
od lat


Kalendarz

Poniedziałek zawsze pierwszy
I kosz na śmieci pełny
Poczciwy człowiek
Jak kosz na śmieci pojemny
Pojętny
Od wtorku do środy
Istnieje
Po brzegi
Dzieli opakowania
Na papier kartony i szkło
Poczciwy człowiek przeżyje
Chudy czwartek
Strawi niewielki piątek
Poczciwy człowiek
Sama dobroć poczciwych kalorii dni
Zdrowych kolorów
Etykietki celafony plastik
Poczciwy człowiek jak po maśle
Stęchły papier
Zużyje jeszcze do soboty
Przetłumaczy poczciwie
Niezbędne korzenne przyprawy
Ból reumatyzm paragrafy paragony
Polityczne zmiany nowe opakowanie herbaty
A potem sterta reklamy
Podchodzi pod okno
Noc

Nie
     dzieli

Zwyciężają

Butelki po mleku

3 stycznia 2012


Sarna

Krągły brzeg cienia
Wodę rozgrzebał
Na cztery noce
Mówiły mnie ‒ ‒ ‒ głosem

Schody do studni
Perłowa sarna
Nad wrzącym wiadrem
Rubin i ziarna

Ostry brzeg wody
Szarpnął pod skórą
Lód ‒ ‒ ‒ szepnął: Niewdzięczna
Córo, przerębli bzduro

Studnia zamarła
Perła w rubinie
O senne ziarna
I po nowinie ‒ ‒ ‒

Drzeworyt z cyklu Żydowskie ornamenty ‒ jeleń, z: S. Judowin, Grawiury na dierewie (Drzeworyty), Leningrad 1928.


Cztery niepokoje poematy

1. Ala

A
Jak ten czas leci
kochane dzieci.
To Ala.
Ale stara!
Na co sobie ta Ala pozwala?!
A Ali kot?
Dał susa za płot.
To As Ali.
?
Nie należał do Ali gali
Więc go w klasie nie zapisali.
A…
już mają biesia.
Ale to inny As
As á la Ali
Ten od nadużyć dużych i małych.
A i tego nie zapisali!
Pamiętliwi pierwszoklasiści biegną do lasa
po Ali Asa.
Byliby go złapali –
Ale As Ali po lesie nie hasa.
Po lesie echo niesie:
A
     la
         la la la
Patrzcie jaka mądrala –
Zmieniła imię i wyjechała
Do Bielska-Białej.
A As?
A w nim ambaras!

2. Czarna krowa w kropki bordo

Czarna krowa w kropki bordo
Gryzła trawę kręcąc mordą
No proszę
Nie bardzo pojmuję
Ale cytuję
Kaligula chce drugiego konia
Ja obstaję przy krowie
Natomiast Petroniusz
(ten dwunasty, choć też dokładnie nie wiadomo)
Twierdzi, że na uczcie
Były tylko cielęce nóżki
Więc jednak
Kto gdzie kręci i czym
Nie wiem
Zawstydzona
Zmora zmowa
Szukam w jadłospisie trawy z pierogami
Kropek bordo
Podejrzenia
Sądy

Czuję się bezsilna
Czuję się oszukana
Czuję się samotna

A krowa dalej zdrowa
Czarna uniwersalna
Luksusowa międzynarodowa?
W krowi róg zapędzona
Nie wiem nie wiem
Czy to sfoista struktura
Geniuszofa natura
Czy fatalna bzdura

3. Kapelusi

pierwsza damusi nosi kapelusi
dlatego druga damusi musi też
trzecia się kapelusi choć daleko jej do pierwszej
damusi się z piątą
szósta niepojęta przypięta
do kapelusia
z dada
sia
mi
pióropusi się i nie
szkodzi z wstą
żeczką

czy to cacka pana Wacka
czy fabryka tkacka
kapelusi nas znienacka?

4.

czwarty niepokój
wynika ze skrzypiec
    i nożyczec
przecinających księżyce
moja księżyca
chmurawa pławica
skrzydlica
moja łuska rybia
z a
             t o
p     i     o n a

             dlatego wołam

o
niepokoju
o